Obudził
go krzyk. Jego własny. Ale jak on mógłby się do tego przyznać? Dobrze, że w
pokoju nie było już jego kumpla, który wrócił poprzedniego dnia do domu. Jego
autorytet ucierpiałby na tym znacznie. Ten dureń mógłby rozprzestrzenić ciche plotki.
A potem on sam musiałby się zastanawiać jak na nowo pokazać mu, że nie zmienia
to faktu, iż on nadal stoi wyżej w hierarchii społecznej szkoły od niego.
Spojrzał
na zegarek. Obudził się o szóstej, zlany zimnym potem. Przeczesał palcami
wilgotne, ciemne, blond włosy i doszedł do wniosku, że już nie zaśnie i do tego
potrzebuje natychmiast dużej dawki kofeiny. Potrząsnął gwałtownie głową próbując
się obudzić. Nie! Na początku musi się umyć. Zmyć lepkość z ciała. W końcu w
szkole, oprócz grupy specjalnej, z którą miał spędzić resztę wakacji, zostało jeszcze
parę wybitków, którzy dzisiejszego poranka mieli opuścić internat, bo dopiero
tego dnia odjeżdżały ich pociągi lub mogli przyjechać po nich rodzice. Z trudem zwlókł
się z łóżka i ruszył do łazienki. Wszedł pod prysznic i odkręcił chłodną wodę.
Kiedy poczuł jej trzeźwiący strumień na karku, doznał chwilowej ulgi. Jednak głód
kofeinowy wzywał. Opłukawszy się i wytarłszy, spojrzał na swoje odbicie w
lustrze. W jego niebieskich, zaspanych oczach powoli pojawiały się złośliwe
iskierki. Przesunął ręką po swoim policzku. Nie, nie ogoli się. Zostawi ten
lekki seksowny zarost. No przecież wszystkie laski w szkole go lubią.
Skierował się do fotela, na którym porozwalane leżały jego ciuchy.
Założył jakiś biały, zwykły T-shirt, jeansy i bluzę, wsuną na nogi buty i
wyszedł z pokoju. 6:30. Spojrzał na zegar w korytarzu jak na najgorszego wroga.
Kawa! Kawa! Głos wyrywał się coraz głośniej. Ruszył schodami na dół. Musi
dostać się do jadalni i to natychmiast. Gdy tylko przekroczył próg
pomieszczenia, usłyszał z kąta dziki chichot i poczuł na sobie spojrzenia
dwóch dziewczyn z młodszej klasy. Uśmiechnął się. No tak wszedł Hale. Żadna mu
się przecież nie oprze. Przeczesał włosy, a dziewczyny wydały ciche ochy i
achy. Kofeina! Przypomniał się nagle głos.
Ruszył w stronę samoobsługi. Tylko jeden ekspres był podłączony. Dobrze,
że w ogóle był. Zrobił sobie kawę. Czarną i mocną. Taką jak lubił. Zanim ruszył
w stronę pustego stolika swojej klasy, upił spory łyk. Skrzywił się. Zapomniał
pomieszać. Z grymasem niezadowolenia rozejrzał się po pomieszczeniu. Było
prawie puste, nie licząc 2 dziewczyn, chłopaka i dziewczyny przy oknie, 3 chłopaków
siedzących nad miskami płatków i ich 3 koleżanek. A nie, wróć. Była jeszcze
panna Hart. Spojrzała na niego w tej samej chwili co on na nią. Oboje obdarzyli
się nienawistnymi spojrzeniami.
-
Zawsze tak wcześnie wstajesz? Nudne życie trzeba rozpoczynać o świcie? Czytanki
w poranki? - rzucił złośliwie, patrząc na trzymaną w jej rękach książkę.
Zamknęła ją z hukiem.
-Nadal
nie możesz tego przeboleć? – spytała patrząc mu prosto w oczy. Już miał
odpowiedzieć kiedy za pleców dziewczyny wyłonił się dyrektor.
-
O moi drodzy, już wstaliście? Usiądźcie wszyscy przy jednym stoliku, niech
wasza grupa nie rozbiega się po całej sali. Powiedźcie wszystkim jak przyjdą – rzucił
od razu – A i chciałbym wam jeszcze raz pogratulować. Najlepsi uczniowie w
szkole. Gratuluję, naprawdę.
Chłopak
skrzywił się na te słowa i spoglądał z dzikim błyskiem w oczach na dziewczynę.
-
Odebraliście już stypendia? – kontynuował dyrektor - Nie? Pamiętajcie, żeby je
dzisiaj odebrać jeszcze przed wyjazdem.
Pokiwali
głowami, a mężczyzna ruszył w kierunku stołu nauczycielskiego. Hale z niechęcią
usiadł przy stole dziewczyny. Nie patrzyła na niego.
-
Za rok ja będę lepszy – powiedział chcąc mieć ostatnie zdanie - Na pewno nie
będzie żadnego remisu.
Zignorowała go i pochyliła się nad swoim
śniadaniem. Zapach tostów oraz świeżych, słodkich drożdżówek wdarł się nieproszony do jego nozdrzy, które zadrgały z rozkoszy. Ślina napłynęła mu do ust.
A w gardle nagle zaschło. Wypił łyk ciemnego płynu.
-
Ech, -odchrząknął i próbując zachować spokojny i dość obojętny ton zapytał – Hart?
Jak to dzisiaj jest ze śniadaniem?
Odgarnęła
z czoła opadające na nie ciemno brązowe kosmyki. Teraz wyraźnie widział jej
grube, ładnie wyprofilowane brwi, które wyginały się w lekki łuk, kiedy tak
spoglądał na niego znad talerza.
‘Niech
szlak trafi te jej czekoladowe oczy. Zaraz prześwidruje mnie nimi na wylot’
-
Dzisiaj wydają śniadanie prosto z kuchni, co chcesz, ale musisz podejść do tej
lady po lewej za gorącymi napojami.
Odchrząknął jeszcze raz i z trudem wychrypiał coś na kształt łaskawego dziękuję. Lepiej powiedzieć,
bo a nóż znowu będzie potrzebował pomocy. Dziewczyna pokręciła tylko głową za
oddalającym się chłopakiem.
‘Jak to jest?’ Pomyślała ‘ Że czasami
wykrzesze z siebie odrobinę uprzejmości, na ogół niewyraźnej i niezrozumiałej,
to prawda, a czasami po prostu ma wszystko w dupie?’ Wzruszyła lekko ramionami
i zabrała się z powrotem za jedzenie.
-
Czyja to kawa? –spytał ktoś za jej plecami. Odwróciła się i zadarła głowę do góry. Nad nią stał chłopaka,
o krótkich, ciemnych włosach i spojrzeniu pełnym wesołych, nieokiełznanych
iskierek.
-
Cześć Robbie – przywitała się z przyjacielem, za którego ramienia wyłoniła się
drugi chłopak o rozczochranych brązowych włosach i naręczu splątanych kabli w
rękach. – Cześć Charlie – rzuciła również w stronę drugie przyjaciela.
-
Cześć Evy – przywitali się jednocześnie.
-
Hę? – Robbie skinął ponownie w stronę filiżanki.
-
Hale – rzuciła tylko.
-
Co on robi przy stole naszej klasy? – spytał zdziwiony Charlie, siadając obok
Evy.
-
Dyrektor kazał całej naszej grupie usiąść razem - wyjaśniła - Po co Ci te kable?
-
Chcę dokończyć ten głupi projekt, a wszystko diabli wzięli przez tego oto tu
dobrego kolegę – powiedział wskazując ręką w stronę siadającego z drugiej
strony dziewczyny Robbie’ego – Poplątał mi wszystkie kable, a już chciałem
połączyć …
-
Dobra, stary! – przerwał mu – Nie męcz nas od rana swoimi wywodami. Lepiej
patrzcie na to – wstał i szybko przeszedł na drugą stronę stołu. Wziął kawę Hale’a
i wsypał do niej pieprz, który podwędził ze stolika siedzących niedaleko
dziewczyn, które przesiadły się tu specjalnie, aby mieć lepszy widok na
przystojnego blondyna.
-Zwariowałeś
– syknęła ostro Evy – Przecież on Cię zabije.
Robbie
uśmiechnął się zawadiacko i szybko zajął swoje miejsce.
-
Co się przejmujesz? – rzucił lekko – Przecież też go nienawidzisz.
-
Tak – przyznała spokojnie – Jest naszym największym wrogiem, ale nie oznacza to,
że od raz, z samego rana, musimy użerać się z nim w stanie wysokiego
rozdrażnienia.
-
Mówiąc delikatnie –zauważył Charlie – Będzie nieźle wkurzony.
-
No właśnie – przytaknęła – A i tak przed nami całe wakacje z nim tuż obok.
-
Z kim? – spytał czwarty delikatny i melodyjny głos .
-
Gracie – Evy uśmiechnęła się do przyjaciółki i współlokatorki zarazem. Kiedy
rano wychodziła z pokoju ona jeszcze spała.
Zielone
oczy Grace wpatrywały się w nich z ciekawością, gdy potrząsając lekko jasną,
okalaną lokami głową usiadła przy stole.
-
Z Hale’em – odpowiedział na zadane pytanie Charlie, odkładając na bok kable.
Blondynka skrzywiła się.
-
Nic przyjemnego – przyznała.
-
Cicho, idzie – syknął konspiracyjnym szeptem Robbie.
-
Siedzi z nami – wyjaśniła Evy przyjaciółce – Dyrektor kazał. A na dodatek Robbie, postanowił zrobić mu kawał rodem z podstawówki. – dodała
– Nie szkoda mi go co prawda, ale nie chce mi się z nim kłócić przy śniadaniu.
-
Właśnie śniadanie! To ja może po nie pójdę – Grace wstała, a do stołu podszedł
blondyn.
-Widzę,
że cała kompania w komplecie – rzucił zjadliwie, siadając na swoim miejscu.
-
Ciebie też miło widzieć Hale – odpowiedział na to Charlie.
-
Taaaaak Griffin – rzekł przeciągle i zabrał się za jedzenie. Charlie wstał od
stołu i podążył za Grace po śniadanie. Robbie natomiast wiercił się nerwowo na krześle.
-
Wszy masz czy co? – spytał chwytając filiżankę.
-
Pełno.
Uniósł
brwi i popatrzył na niego z politowaniem. Przechylił naczynie i pozwolił, żeby kolejna
dawka kofeiny spłynęła mu do gardła. Zakrztusił się gwałtownie. Wypluł część
kawy na stół przed sobą i zaczął mocno kaszleć. Robbie wybuchnął śmiechem. Evy również zasłoniła usta dłonią, aby
ukryć cichy chichot. Kątem oka widziała, jak z drugiego końca pomieszczenia,
patrzą na nich Grace i Charlie śmiejąc się do rozpuku.
-
Widzisz Rick, kawa wcale nie jest taka dobra – rzucił żartowniś w stronę
poszkodowanego – Powinieneś zacząć teraz prowadzić kampanię antykofeinową.
Pierwszy wykład na temat ohydnego smaku napojów kofeinowych.
Blondyn
podniósł się gwałtownie, czerwony na twarzy z wzrastającej z każdą sekundą wściekłości.
-Powaliło
Cię! – ruszył w jego stronę i chwycił mocno za kołnierz.
-
Hej, hej, hej – zawołała Evy również wstając – Robicie niepotrzebne
przedstawienie.
-
Tak myślisz?- spytał szorstko, przenosząc swoje zimne spojrzenie na dziewczynę
– Mnie już ośmieszył. Teraz ja wyrównam rachunki, a wszyscy, którzy się na nas
patrzą nadal pozostaną przy stwierdzeniu, że z Hale’m nie należy zadzierać.
Evy
podeszła bliżej i stanęła między chłopakami.
-
Przestań się popisywać. Robbie nie pierwszy raz robi sobie z kogoś
żarty. Nie będziecie się bić. Wiem, że mimo wszystko szanujesz niektóre zasady.
‘
Skubana ma rację’ pomyślał patrząc w jej duże oczy ‘ To prawda nie bije się w
szkole, w końcu jestem w samorządzie i mam najlepsze oceny. Nie wykopuję sobie
dołków. Ale z drugiej strony, raz przydało by się tej mendzie porządne lanie’ Ścisnął
mocniej trzymany w rękach fragment jego koszulki. Wokół zrobiło się
zbiegowisko. Grace i Charlie przyszli do stołu ze swoimi śniadaniami.
-
Po za tym idzie tu dyrektor – dodała, patrząc na kogoś ponad jego ramieniem.
Puścił chłopaka, który do razu od niego odskoczył.
-
Idę po nową kawę - odparł sucho i odepchnąwszy stojących za nim nastolatków z
młodszych klas, ruszył w stronę ekspresu.
Dyrektor
w tym samym czasie zbliżył się do zbiegowiska.
-
Co tu takie zamieszanie? – spytał spoglądając na twarze uczniów - Już po 7 – powiedział skinieniem wskazując
zegar nad wejściem - Część z was powinna szykować się do wyjścia, żeby zdążyć
na poranny pociąg, a na resztę czekają już w większości rodzice. Proszę się
rozejść, skończyć śniadanie i zbierać się do pokoi po rzeczy. Do 9:00 wszystkie
klucze mają być u woźnego. Większość wyjeżdża wcześniej, więc proszę
rozchodzimy się.
Uczniowie
z niechęcią ruszyli do wyjścia, albo na swoje miejsca aby dokończyć śniadanie.
Hale wrócił z nową porcją kofeiny. Minął dyrektora i razem z resztą usiadł przy
stole.
-
No więc dobrze, zaczynamy. Musicie wszyscy wpisać się na tę listę, tak samo jak
ja. To jest dowód, że widziałem was wszystkich w całości zanim opuściliście
mury szkoły.
-
Ale tak na dobrą sprawę – wtrącił się Robbie - Nie potrzebuję być cały i
zdrowy, żeby to podpisać. Równie dobrze mógłbym stracić obie nogi, albo…
-Bez
żartów proszę – dyrektor rzucił mu szybkie i lekko przerażone spojrzenie, jakby
właśnie oczyma wyobraźni zobaczył połamanych nastolatków, którzy z trudem podpisują
się na jego liście – Dobrze, ehm… lista nie jest alfabetyczna – zauważył nagle
– no cóż, dobrze, tak. Pan Richard Hale, proszę do mnie.
Rick
wstał i podszedł do mężczyzny. Poczekał aż on podpisze się przy jego nazwisku i
sam zrobił po chwili to samo.
-
Panna Evelyn Hart – podpisała się.
-
Charles Griffin – Charlie podszedł i
podpisał się równie szybko.
-
Robin Carter – Hale wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
-
Serio? Robin? Tak masz na imię? – zapytał między kolejnymi atakami, spoglądając
z rozbawieniem na Robbie’ego – Czemu ja wcześniej tego nie słyszałem?
-
Moi rodzice lubili Robin Hood’a – odpowiedział mu nic sobie z tego nie robiąc –
Wiesz sławny Robin. Okradał bogatych, dawał biednym – wszedł na stołek i zaczął
pozorować strzelanie z łuku. Wycelował w blondyna i udał, że puszcza niewidzialną
cięciwę.
-
Bez wygłupów panie Carter. Proszę do mnie. – podszedł i podpisał się z udawaną
nonszalancją. Przyjaciele chichotali cicho.
-Panna
Grace Lavelle – blondynka minęła nadal wygłupiającego się przyjaciela i złożyła
starannie swój podpis. Dyrektor popatrzył na listę potem na nich, powtórzył tę
czynność jeszcze raz.
-
Brakuje mi tu jednego pana – stwierdził.
-
Na pewno o mnie chodzi – zawołał ktoś za ich plecami. Spojrzeli w jego
kierunku. W stronę ich stołu kroczył odziany w nieodłączną, skórzaną kurtkę Billy. Chłopak dotknął na żelowanych mocno włosów i mrugając bezczelnie do Grace,
podszedł do mężczyzny. Dziewczyna odwróciła się demonstracyjnie, wznosząc
jednocześnie oczy ku górze.
-
Pan Foster jak mniemam? Proszę się podpisać – powiedział z ledwo ukrywaną
niechęcią w stosunku do stylu chłopaka – Dobrze, teraz wszystko się zgadza. O i
jeszcze lepiej! Idzie również pani profesor. Witam panią – rzekł do
nadchodzącej kobiety – Wszyscy chyba znacie pannę Sylvie Samuels?
-
Profesor SS*. Była pani członkiem?
-
Robbie! – krzyknęła Grace.
-
Czyli jednak uważasz na historii – powiedziała w tym samym czasie Evelyn.
Hale
zaśmiała się pod nosem, a spurpurowiały na twarzy dyrektor wyglądała jak by
właśnie się zapowietrzył.
-
Panie Carter, jeszcze jednak głupia uwaga, a przyrzekam panu, że będzie miał pan wielkie kłopoty.
-
Nic nie szkodzi Dyrektorze – powiedziała w tym czasie Sylvia Samuels podchodząc do grupki – Nie ten kraj, nie te czasy panie
Carter. Jestem młodsza niż się panu wydaje – zwróciła się do Robbie’ego - A jeśli tak bardzo ciekawią ich takie rzeczy, to z chęcią
poprowadzę lekcję na temat organizacji XX wieku.
Wszyscy
chóralnie jęknęli, a Hale obdarzył Robbie’go wściekłym
spojrzeniem. Jego wargi poruszyły się bezgłośnie ‘ Pożałujesz tego! ‘.
-
Bardzo dobrze, bardzo dobrze – dyrektor pokiwał z uznaniem głową. –Hmmm … -
odchrząknął – Tak , mmm … Na chwilę obecną wszyscy są. Podpisali się na liście. Jeszcze proszę o podpis panią
profesor i pójdę od razu przygotować kopię dla pani. Oczywiście zanim opuścicie
szkołę, przyjdę jeszcze raz sprawdzić czy wszyscy są. A na razie zostawiam panią
z uczniami. - gdy profesor złożyła podpis, mężczyzna z ulgą wycofał się i
stawiając małe szybkie kroczki wyszedł z jadalni.
Panna
Sylvia Samules, była jedną z młodszych nauczycielek, o ładnej cerze i uważnym
spojrzeniu. Dziś jej czarne włosy spięte były w luźny kok, a szczupłą sylwetkę otaczał szary odrobinę za duży
sweter i najzwyklejsze w świecie jeansy.
-
No moi kochani – powiedziała do znudzonej grupy, która w większości chciała
albo skończyć śniadanie, albo się po nie udać. – Nasz pociąg odjeżdża o
godzinie 10. Do 8 macie zwinąć się z jadalni do swoich pokoi. Akurat będziecie
mieli czas, aby dopakować się i ogarnąć pokoje przed ich opuszczeniem. O 9
macie być przed szkołą. Jak ktoś się spóźni, to nie ręczę za siebie. Proszę was,
naprawdę, bez wygłupów , będziecie mieli na to czas na miejscu. Dzisiaj chcę,
żebyśmy bez żadnych przygód dojechali do Briar Rose House. – spojrzała na młodzież
siedzącą przy stole i spoglądającą na nią leniwie. Westchnęła - O 9 proszę – rzekła
tylko – Przed szkołą – dodała z naciskiem i skierowała się do stołu nauczycielskiego,
żeby dokończyć swoje śniadanie.
~~*~~
Dla tych co nie załapali:
*SS - Inicjały panny Samuels to SS. Robbie nawiązuje do lekcji historii i organizacji hitlerowskiej. Dlatego Grace reaguje oburzeniem, a dyrektor robi się wściekły. :)
~~*~~
Dla tych co nie załapali:
*SS - Inicjały panny Samuels to SS. Robbie nawiązuje do lekcji historii i organizacji hitlerowskiej. Dlatego Grace reaguje oburzeniem, a dyrektor robi się wściekły. :)